poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 16

Dmuchnęłam w górę, żeby odciągnąć zbuntowane kosmyki włosów z oczu, po czym przeciągnęłam się z lenistwa. Znajdowałam się w parku miejskim rozłożona na kocu. Niedługo miała dołączyć do mnie Bella, wracając z kolejnej rozmowy o pracę. Ha! Śmiała się ze mnie, kiedy ja postanowiłam znaleźć sobie zatrudnienie, a potem dowiedziała się, że rodzice stwierdzili, że powinna się usamodzielnić.
-Jestem - położyła się obok mnie.
Podniosłam się na łokciach, żeby się jej przyjrzeć. Miała wyjątkowo nienaruszone czarne spodnie, skromną białą koszulkę i naburmuszony wyraz twarzy.
-Jak poszło?
-Źle! Stwierdzili, że nie mam za małe doświadczenie i nie zostawią ze mną dwójki dzieci. Phi! Przecież dałabym sobie radę!
Pokiwałam z powątpiewaniem głową i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji.
-Widzisz, wcale nie tak łatwo znaleźć pracę.
-Tobie się jakoś udało. Jak Ty to zrobiłaś?
-Nie starałam się o posadę niani. Zostałam prostą kelnerką.
Westchnęła cicho, a ja wetknęłam sobie źdźbło z trawy do ust. Moja rozmowa o pracę nie była wcale łatwe. Zostałam przemaglowana wzdłuż i wszerz. Na odpowiedź też czekałam dość długo. W końcu, zaczęłam pracę, która wbrew pozorom nie była łatwa. Naprawdę dziękowałam za dzisiejszy dzień wolny. W parku było dzisiaj wyjątkowo cicho, za cicho, jak na czas spędzany z Bellą.
-Jaki masz jeszcze problem?
-Skąd pewność, że mam jakiś problem?
-Jesteś jakoś dziwnie cicha... zazwyczaj się tak nie zachowujesz.
-Mam problem natury związkowej.
- Z Niallem? Jaki można mieć z nim problem?
-O to właśnie chodzi, że ja chyba tak naprawdę go nie kocham. Na początku myślałam, że to będzie coś poważnego, ale to było tylko chwilowe zauroczenie.
-Kiepsko - westchnęłam - Co zamierzasz z tym zrobić?
-Muszę mu to dać jakoś delikatnie do zrozumienia. Wiesz nie chcę go zranić.
-Biedaczko... kolejne rozstanie w naszym gronie czyli?
-Kolejne - odwróciła głowę w moją stronę - To kto był pierwszy?
-Naprawdę nic nie słyszałaś? - pokręciła głową - Agnes i Peeta zakończyli swój długi wieloletni związek.
-Serio? Jeju pamiętam jak jeszcze niedawno za nim szalałam, my byłyśmy w pierwszej klasie on w ostatniej.
-A ona była od nas o rok starsza...
-To były czasy - rozmarzyła się Bella - Czasem chciałabym, żeby to wróciło.
-Ja też.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Zostałyśmy w parku jeszcze jakąś godzinę. Posiedziałybyśmy tam dłużej, ale zaczął padać deszcze, więc musiałyśmy szybko się zbierać.
***
Wzięłam z kupki w szkolnym korytarzu togę i czapkę. Były one w wyjątkowo ładnym śliwkowym kolorze. Szczerze powiedziawszy nie rozumiałam po co muszę to zakładać, ale wszyscy których się o to spytałam zasłaniali się tradycją. Skierowałam swoje kroki do sali gimnastycznej, gdzie siadłam na miejscu, które z uśmiechem wskazała mi pani Smith. Nie miałam obok siebie nikogo, kogo darzyłam sympatią, więc odpadały ckliwe rozmowy, ala koniec liceum. Wszędzie gdzie spojrzałam siedzieli moim znajomi ze śmiertelnie poważnymi minami. Na trybunach zaczynali już zajmować miejsca rodzice. Uśmiechnęłam się serdecznie do mamy Bells. Lubiłam tą kobietę, zawsze była dla mnie życzliwa, przez co mogłam przychodzić do swojej przyjaciółki kiedy tylko chciałam. Zaśmiałam się cicho widząc jak Rose, Tess, GiGi i Cornelia podają sobie w kącie butelkę w brązowym papierze. Byłam w stu procentach przekonana, że nauczyciele wiedzą co jest w środku. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca na scenę wyszła Amber by wygłosić przemówienie. Jak dla mnie było ono oklepane, pełne tych samych słów powtarzanych co roku. Sztucznie wyglądały także łzy w oczach połowy osób z mojego rocznika. Kiedy szłam po dyplom w sali zabrzmiały oklaski.
-Gratulacje panno Gomez - powiedział pan Grey wciskając mi rulonik w dłoń.
Kiedy wyszłam przed szkołę otoczyły mnie ciepłe ramiona.
-Moja mała siostrzyczka jest już taka duża.
-Elena? - objęłam ją mocno - Nie widziałam, że przyjeżdżasz.
-Nie mogłam przegapić takiego wydarzenia - mrugnęła do mnie - Idą rodzice, pogadamy potem.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już znalazłam się w objęciach mamy. Przyjęłam gratulacje od rodziny i pobiegłam pożegnać się z kolegami. Połowa osób płakała, tym razem szczerze. Rose mogłaby utonąć w swoich łzach, ale ona zawsze była uczuciowa. Na koniec poszłyśmy z Bellą do naszego ukochanego nauczyciela. Kiedy szłyśmy do domu, moja przyjaciółka dostała wiadomość o organizowanej przez Nathali imprezę. Jako, że obie jesteśmy bardzo imprezowe (wyczujcie tą ironię) postanowiłyśmy sobie ją odpuścić. Po domu biegały już Jade i Bella wymieniając się ubraniami. Zdjęłam buty w przedpokoju i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Z napojem poszłam do pokoju i usiadłam na parapecie. Przez otwarte okno po pomieszczenia wpadł samotny liść. Zgniotłam go w palcach myśląc o upływającym czasie. Dopiero co zaczynałam liceum, a dziś już dostałam papierek potwierdzający jego zakończenie. Przerażała mnie myśl zbliżającego się wyjazdu na studia. Sięgnęłam po książkę leżącą na stoliku i wtopiłam się w inny świat. Odłożyłam lekturę na biurko dopiero kiedy zimny wiatr zaczął owiewać moją skórę. Zatrzasnęłam okno i wyjęłam z szafy pidżamę. Weszłam do łazienki, zmyłam makijaż i weszłam pod prysznic. Przeciągnęłam się z zadowoleniem kiedy pierwsze strugi ciepłej wody zaczęły spływać po moim ciele. Nie chciałam przerywać tej chwili, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Wytarłam się puchatym ręcznikiem, ubrałam podkoszulek i szorty po czym wróciłam z powrotem do sypialni. Rzuciłam się na łóżko i zagarnęłam z kąta misia. Wyobraziłam sobie, że wtulam się w Justina, a on obejmuje mnie ramionami. Szybko wpadłam w objęcia Morfeusza.
***
-To jest idiotyczny pomysł! - wrzasnęłam patrząc z wściekłością na Liama.
-Nie prawda, to jest fenomenalny pomysł.
-Stłukłeś się w głowę?
-Czemu Ty się nie zgadzasz?
Siedzieliśmy w parku miejskim w sobotni wieczór. Szatyn właśnie oznajmił mi, że puścił komu trzeba nagranie, na którym śpiewam. Filmik bardzo się spodobał i wytwórnia zaproponowała mi kontrakt płytowy. Miałam tydzień na zastanowienie się.
-Ponieważ ja mam już ułożoną przyszłość. Liam, ja dostałam pełne stypendium na Harvardzie. Liam na Harvardzie! Czy Ty to rozumiesz?
-Rozumiem, ale to też jest twoja szansa.
Westchnęłam cicho poprawiając się na ławce. Nieoczekiwanie wydała mi się ona niewygodna i twarda. Miałam ochotę jak najszybciej ją opuścić. Brązowe oczy Liama patrzyły na mnie wyczekująco, jakbym potrafiła podjąć tak ważną decyzję w kilka minut.
-Obiecuję, że się zastanowię ok? - przyjrzał mi się podejrzliwie po czym pokiwał głową po chwili wahania - A jak tam u Ciebie?
Uśmiechnął się pod nosem i ożywionym głosem zaczął opowiadać o swojej wizycie w domu rodzinnym. Lubiłam te momenty kiedy był tak zaabsorbowany swoją wypowiedzią, że nie zwracał uwagi na świat wokoło siebie. Ruszyliśmy się z naszej ukochanej ławki dopiero kiedy zaczęło się ściemniać. Pod moim blokiem zobaczyłam jak Justin wysiada ze swojego samochodu. Szatyn obdarzył mnie szerokim uśmiechem, po czym kiwnął sztywno głową w stronę Liama. Zdziwił mnie trochę chłód z jakim się do siebie zwracali. Dla świętego spokoju postanowiłam nie mówić o propozycji mojego przyjaciela. Wiedziałam, że Justin namawiałby mnie do podjęcia współpracy z wytwórnią. W mieszkaniu rozdzieliliśmy się z Szatynem. Ja poszłam do kuchni po mój ukochany sok pomarańczowy. Nasza lodówka świeciła pustkami. Napisałam do dziewczyn karteczkę z prośbą o zrobienie zakupów i zgarniając dwie szklanki i karton z sokiem poszłam do swojego pokoju.
Odprowadziłam Justina do drzwi i przytuliłam go mocno na pożegnanie.
-Wpadnę po Ciebie jutro o 10 a.m i zabierzemy dzieciaki do zoo? Co ty na to?
-Bardzo chętnie.
Zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam z powrotem do siebie. Mijając pokój Jade usłyszałam cichy śmiech. Pewnie siedzą z Perrie i omawiają wczorajsze zakończenie roku szkolnego. Rozważałam przez chwilę odwiedziny sypialni Belli, ale rozmyśliłam się. Potrzebowałam chwili sam na sam ze sobą, a najlepszym miejscem do tego była wanna.
***
Jest kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że się spodobał :) Bardzo proszę o udział w ankiecie ;) jest to dla mnie ważne.


Jeśli czytasz proszę o komentarz, to nic nie kosztuje a bardzo motywuje :)

2 komentarze: