środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 13

Opadłam na krzesełko obok Belli i wzięłam frytkę z jej talerza, na co obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem.
-Mam fenomenalny pomysł - zaczęłam
-Postanowiłaś kupić sobie SWÓJ obiad? Powtarzam SWÓJ! - rzuciła z sarkazmem
-Nie - zabrałam jej jeszcze jedną frytkę, a ona odsunęła swój talerz - Nie lubię jeść publicznie. Tak jak mówiłam, mam fenomenalny plan. Chodźmy do wesołego miasteczka!
-Chcesz się zsikać na diabelskim młynie?
-Jakie to zabawne. Nie... chcę się nażreć waty cukrowej.
-A potem znów będziesz jęczeć, że przytyłaś.
-Jak Ty mnie znasz - wyszczerzyłam się do niej - To jak idziesz?
-Ale będziemy tylko my dwie?
-No wiesz...
-Jeśli ma dołączyć do nas Justin to ja nie dziękuję
-Nie... Nie Justin, po prostu myślałam, żeby zabrać Petera i Peete - uśmiechnęłam się do niej lekko
-Jak tak to tak - mruknęłam wkładając sobie do buzi dwie frytki na raz.
Rozejrzałam się po stołówce i mój wzrok padł na Jade, która czytała książkę. Jej długie włosy opadały na stolik, a oczy przesuwały  się z zawrotną prędkością. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ona nienawidzi czytać. Zastanawiałam się jaka książka, jest aż tak ważna, że dziewczyna zdecydowała się po nią sięgnąć. Niestety nie zdążyłam się tego dowiedzieć, ponieważ zabrzmiał dzwonek i Bella pociągnęła mnie za rękę w stronę klasy do angielskiego. Nasza nauczycielka nienawidziła kiedy ktoś się spóźniał, więc musiałyśmy biec. Do sali wpadłyśmy jakąś sekundę przed panią Smith. Obrzuciła klasę surowym spojrzeniem i zapisała temat na tablicy. Jako, że na tej lekcji trzeba było uważać, skupiłam się do granic swoich możliwość... na jakieś pięć minut. Do końca lekcji próbowałam napisać choć jedną zwrotkę nowej piosenki, ale niestety nic mi ostatnio nie wychodziło. Kiedy zadzwonił dzwonek rozdzieliłyśmy się z Bells, która niestety nie mogła mieć ze mną wszystkich lekcji. Ruszyłam ze smętną miną w stronę sali do hiszpańskiego i opadłam na soje miejsce obok Jade, która wyglądała jakby miała załamać się nerwowo.
-Cio się stało?
-Założyłam się z Perrie, że przeczytam Harrego Pottera - spojrzała na mnie z błaganiem w oczach - Streść mi to błagam.
-Nie możesz obejrzeć filmu?
-On nie jest tak dokładny - zrobiła maślane oczka - No weź, przeczytałam od wczoraj tylko jeden rozdział
Zaśmiałam się cicho. To była dla sztynki tortura. Wiedziałam, że nie zdoła przeczytać tej książki, nie ma bata.
-Zakład to zakład - wystawiłam jej język - Studiuj Harry Potter wikia
-Spadaj - mruknęłam w chwili kiedy do klasy weszła nauczycielka.
***
Po raz setny spojrzałam na zegarek i przestąpiłam z nogi na nogę. Mogłam wziąć swój samochód, ale nie... przecież mogę pojechać autobusem. Jeśli ta cholerna maszyna nie przyjedzie za minutę będę zmuszona wezwać taksówkę. Wyciągnęłam swojego iPhona, żeby sprawdzić czy nie mam nowych wiadomości, ale na szczęście niczego nie było. Justin obiecał, że napisze zaraz po wylądowaniu. Chciałam mu zrobić niespodziankę i być na lotnisku, ale coraz bardziej obawiałam się czy mi się uda. Podskoczyłam spanikowana kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.
Od Bella: Nie zapomnij kupić mleka jak będziesz wracać ;)
Zatłukę ją kiedyś przysięgam. Schowałam telefon do kieszeni w momencie w którym przyjechał autobus. Wskoczyłam do niego szybko, nawet nie próbując znaleźć sobie miejsca siedzącego, byłam zbyt podekscytowana. Im bliżej lotniska się znajdowałam tym gorsze myśli mnie nawiedzały. A co jeśli on wcale nie ucieszy się na mój widok? A jeśli stwierdził, że potrzebuje kogoś kto jest bardziej otwarty? Wzięłam głęboki oddech i nakazałam sobie wziąć się w garść. Wysiadłam na swoim przystanku i prawie biegiem ruszyłam w stronę majaczącego się w oddali lotniska. Wbiegłam do hali przylotów i zaczęłam się rozglądać jak głupia. Mogłam się o wszystko założyć, że wyglądałam teraz jak postać z kreskówki ponieważ wciąż obracałam głowę to w jedną to w drugą stronę. W końcu go zobaczyłam. Stał do mnie bokiem pisząc coś
zawzięcie na telefonie. Wyglądał wspaniale jak zawsze. Włosy miał postawione na żel, i nawet z tej odległości mogłam zobaczyć jak ślicznie marszczy czoło wystukując coś na klawiaturze telefonu. Mniej więcej w tym samym momencie w którym zaprzestał tej czynność mój iPhon zapiszczał cicho oznajmiając mi, że mam nową wiadomość. Dla pewność wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i uśmiechnęłam się widząc nadawcę. Zaczęłam iść w stronę Justina. Kiedy byłam w zasięgu wzroku Kenny'ego uśmiechnęłam się do niego, a on puścił mi oczko. Zasłoniłam Justinowi oczy i szepnęłam mu do ucha:
-Zgadnij kto to.
Momentalnie się odwrócił, spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi brązowymi oczami, po czym przytulił mnie tak mocno, że zaczynałam tracić oddech.
-Jak ja za Tobą tęskniłem - wyszeptał w moje włosy
Objęłam go lekko w pasie. Pachniał cudownie mieszanką perfum i sobą. To był najpiękniejszy zapach świata, tak bardzo mi go brakowało, przez te miesiące. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej, a on delikatnie głaskał moje plecy.
-Tak się cieszę, że przyszłaś - powiedział cicho
-Nie mogło by mnie tu zabraknąć - powiedziałam uśmiechając się do niego.
Justin oderwał się ode mnie i musnął lekko moje usta, po czym zaczął pogłębiać pocałunek, a pode mną ugięły się kolana. Jeju, jak mi tego brakowało. Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie szatyn lekko mnie przytulił.
-Może byśmy tak wybrali się na długi romantyczny spacer po plaży hmm - zaczął śmiesznie poruszać brwiami - A potem mogę odprowadzić Cię do do domu.
-Dobra - wyszczerzyłam się do niego - Ale musimy skoczyć do spożywczego.
-Po co? - spojrzał na mnie jak na idiotkę
-Bella kazał mi kupić mleko.
Pokiwał głową z wystudiowaną śmiertelnie poważną miną po czym wziął mnie na ręce i zaczął kierować się w stronę wyjścia.
***
Przerzucałam swoje ubrania z szafy na łóżko z łóżka do szafy. Zatrzymywałam się na sekundę przy każdej rzeczy po czym z westchnieniem rezygnacji zaczynałam przerzucać ciuchy dalej.
-Jezu Selena! To tylko głupi wypad do wesołego miasteczka, a nie pokaz mody - jęknęła Bella, która leżała jak długa na moim łóżku.
Wpadła do mojego pokoju jakieś 20 minut temu zastając mnie przy tej samej czynności. Ona była już w zupełności gotowa i tylko co jakiś czas przypominała mi, że Peter ma po nas przyjechać o 16.
-Moja wina, że moje ubrania do niczego się nie nadają?
Ruda spojrzała na mnie sceptycznie po czym poprawiła swoje spodnie, tak by największa dziura nie znajdował się na kolanie. Po kolejnych 10 minutach zdecydowałam się na pierwsze lepsze ubrania. Zrobiłam sobie lekki makijaż i byłam już gotowa kiedy Jade wrzasnęła, ze chłopcy już są. Wyszłyśmy z Bellą z domu i wsiadłyśmy do samochodu w którym siedzieli nasi koledzy. Przywitali nas dość głośno i ruszyliśmy.
-Tak się zastanawiam, czy wy nie jesteście przypadkiem za starzy na takie wypady? - spytała Bells
-Nie wiesz, że chłopakom wieku się nie wypomina? - powiedział Peter udając oburzenie.
-Chyba kobietom?
-Nie chłopakom. - mruknął Peeta, kiedy jego przyjaciel skręcał na parking.
Wyskoczyłam z samochodu pierwsza.
-Wata cukrowa! - wrzasnęłam
-I tak dobrze wyglądasz mruknęła Bella, za co dostała kopniaka w kostkę.
Weszliśmy na teren wesołego miasteczka i pierwsze co zrobiłam było kupienie sobie waty cukrowej, o której marzyłam już jakiś czas. Bells i chłopaki poszli zająć miejsce w kolejce do jakiejś atrakcji więc od razu po zakończeniu jedzenia zaczęłam się do nich przepychać. Miny innych ludzi były bezcenne. Mniej więcej tak minęła nam całe popołudnie. Na koniec zdecydowaliśmy się (w dużej mierze przez moje namowy) na puszczanie baniek. Zawsze w takich miejscach odzywa się we mnie dziecko.
-Moja jest większa niż twoja - powiedział Peter do Peety na co tamten sprawił, że jego bańka pękła.
Zaczęli się kłócić jak pojebani, a ja i Bella patrzyłyśmy na nich jak na idiotów. Ja popatrzyłam na nią, a ona na mnie i obie w tym samym momencie wzruszyłyśmy ramionami, po czym wróciłyśmy do naszego zajęcia. Pięknie było patrzeć na bańki na tle zachodzącego słońca. W tym momencie świat był tak piękny. Szkoda tylko, że to nie mogło trwać wiecznie. Kiedy szliśmy na parking znów zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu waty cukrowej. Na moje nieszczęście droga była wyłożona żwirem. Potknęłam się i pewnie nieźle zdarłabym sobie kolana, gdyby nie fakt, że ktoś mnie przytrzymał.
-Nie wiem, czy zauważyłaś, ale masz bardzo słabą koordynację ruchową - powiedział Liam pomagając mi zachować równowagę.
Wzruszyłam ramionami.
- Kwestia przyzwyczajenia, a tak w ogóle to dzięki - uśmiechnęłam się do niego po czym ruszyłam w stronę wozu Petera.
***
Hejka! Jest kolejny rozdział, wiem, że jestem okropna, ale teraz po egzaminach postaram się dodawać rozdziały częściej. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i tak dużo wejść.
Kocham was :*