poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 12

Stukałam ołówkiem w zeszyt usilnie próbując nie zasnąć. W klasie do historii było okropnie głośno, a mi nadal pękała głowa. Nic dziwnego, że tak rzadko chodzę na imprezy skoro każdą kroplę alkoholu odchorowuje tydzień. Pan Morgan po raz piąty opowiadał przebieg wojny secesyjnej łudząc się, że ktoś go słucha. No dobra... znalazło by się parę osób, ale większość klasy miała go daleko w czterech literach. Po


drugiej stronie pomieszczenia Amanda malowała paznokcie rozmawiając przez telefon, a Morgan przyglądała się jej z usłużną miną. Ławkę za nimi Rose i Tess grały w gry na telefonach i co jakiś czas obie przybijały ze sobą piątkę. Odwróciłam się w stronę mojej towarzyszki. Rude włosy Belli opadały lekko na kartkę papieru, a jej dłoń śmigała po niej bez opamiętania. Podniosłam kosmyk jej rudych pukli i moim oczom ukazał się szkic przedstawiający scenę z jakiegoś filmu wojennego. Nie bardzo kojarzyłam, o który chodzi ale poznałam kontekst sytuacji. Nie chcąc jej przeszkadzam zaczęłam skupiać się, na tym co mówi nauczyciel.
-Jeszcze pięć minut - jęknęłam spoglądając na zegarek.
-Pomyśl, że do końca roku szkolnego zostało już tylko jakieś dwa miesiące. To jest pocieszające.
-Zależy jak dla kogo - mruknęłam - Skończ już to rysowanie i konwersuj ze mną. Dokończysz to potem.
-Daj jakiś ciekawy temat.
-Dlaczego zawsze ja?
-Selena! - myślę, że krzyk Morgana usłyszeli w całej szkole
-Słucham?
-Po raz setny pytam jakie są skutki wojny secesyjnej.
Otworzyłam usta, ale na moje szczęście, zabrzmiał dzwonek. Szybko wrzuciłam swoje rzeczy do torby i wyszłam z klasy za Bells.
-Jednak ktoś w tym wszechświecie Cię kocha.
-Niem kto? - wepchnęłam torbę do szafki i zaczęłam szukać telefonu - O fuck!
-Zostawiłaś komórkę w klasie? - spytała Bells
Pokiwałam głową nerwowo przygryzając wargę. Nie mogłam tam wrócić, Morgan by mnie zabił.
-Nie dziękuj - Rose wepchnęła mi telefon w rękę i mrugnęła do mnie.
-Kocham Cię!
***
-Nie idźmy na autobus Bella. Będzie fajnie Bella. Przejdziemy się trochę. - ruda popatrzyła na mnie z wyrzutem - Już Ci więcej nie zaufam.
-Skąd miała wiedzieć że zacznie padać? Pogodynką nie jestem i nie zamierzam być!
Bella prychnęła i skierowała swoje kroki do pobliskiego baru. Nie bardzo chciałam się zatrzymywać, ale było mi już okropnie zimno. Zajęłam stolik, a moja przyjaciółka poszła zamówić nam coś do picia. Strugi deszczu odbijały się od szyby a ja w myślach liczyłam dni do przyjazdu Justina. Za jakiś miesiąc powinnam zobaczyć swojego chłopaka równy miesiąc! To straszne.
 Rozejrzałam się po barze i mój wzrok padł na dwóch uśmiechniętych chłopaków przy sąsiednim stoliku. Jeden z nich leniwie sączył piwo, a drugi obracał w dłoniach szklankę z wodą. Zebrałam swoje rzeczy i opadłam na krzesełko obok nieszczęśliwca bez procentów.
-Abstynencja Cię dopadła Peeta?
-Mhm - mruknął tęsknie patrząc na butelkę w rękach Petera - Za jakąś godzinę spotykam się z Agnes. Jeśli wyczuje ode mnie alkohol wyrzuci mnie za drzwi.
Razem z blondynem wybuchliśmy śmiechem, a Bella postawiła przede mną szklankę.
-Widzę, że ty też oszczędnie - powiedział Peter wąchając jej zawartość. - Zresztą nie dziwię się. Po tym co ostatnio widziałem w necie. Epicka impreza.
Tym razem to Peeta zaczął się śmiać, a ja kopnęłam go w nogę pod stolikiem.

-Doprawdy nie wiem o co Ci chodzi. - chłopak podniósł brwi - Czy wszyscy już słyszeli, że raz nadużyłam procentów? Wam zdarza się to cały czas. - mruknęłam oskarżycielsko celując w nich palcem.
-Tylko, że w naszym przypadku skutków tej sytuacji nie można nigdzie zobaczyć.
Wystawiłam język i zabrała swój napój od Petera. Bells zaraz zaczęła nowy temat i jak to bywa z miłym towarzystwie nawet nie zauważyłyśmy jak upływa czas. Starałyśmy się odciągać godzinę naszego wyjścia jak najdłużej, ponieważ nadal padał deszcz. Około wieczora Peeta zaproponował, że odwiezie nas do domu, na co zgodziłyśmy się bardzo szybko. Ulewa non stop się wzmagała.
***
-Kocham sobotnie wieczory - powiedział Harry opadając na kanapę i przełączając bezczelnie kanał w telewizji. - W końcu można się wyluzować i wgl.
-Bo ty faktycznie zestresowany jesteś - powiedziała Bella z ironią zabierając mu pilota.
-Ej!
-Czemu ty zawsze w sobotnie wieczory na nas żerujesz?
-Moja dziewczyna mnie zaprosiła.
-To niech się tobą zajmie - jęknęłam - Nie mam ochoty na twoje towarzystwo.
-Oooo - zrobił urażoną minę - Foch for ever.
-Czy ktoś Ci kiedyś mówił, że zachowujesz się jak dziewczyna? - spytała Perrie wchodząc do pokoju.
-Ja mu to mówię bardzo często - w drzwiach stał Liam, a zza niego wyglądała reszta chłopaków.
-Jeszcze was wszystkich mi tu brakowało - jęknęłam
Po jakichś pięciu minutach wrzasku miałam dość. Wymknęłam się z salonu i poszłam do swojej sypialni. Po zamknięciu drzwi rozejrzałam się po pokoju. Jak zawsze u mnie ciężko było znaleźć czysty centymetr kwadratowy podłogi. Wygrzebałam z szafki słuchawki i podłączyłam je do telefonu. Jak zawsze kiedy tylko usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki Believe Justina cały mój zły humor się ulotnił. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam wystukiwać rytm na czym popadnie. Po jakimś czasie wyciągnęłam zza łóżka gitarę i zaczęłam na niej brzdąkać. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio napisałam jakąś piosenkę. Szybko postanowiłam to zmienić i nawet nie wiem kiedy zasnęłam z gitarą na brzuchu i zeszytem rozłożonym na twarzy.
***
Przepraszam! Powinnam dodawać notki wcześniej, ale ostatnio na prawdę nie mam na nic czasu, a do tego zaczynam okropnie stresować się egzaminami i wyborem liceum.

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, to na prawdę motywuje do dalszego pisania. Zapraszam bardzo gorąco na następny rozdział, który postaram się dodać szybciej. :) Bardzo dziękuję też za 6000 wejść :) 

Kocham was wszystkich 

Ps. Zmieniłam trochę wygląd zakładki Bohaterowie ;)