środa, 28 maja 2014

Rozdział 17

Zapadłam się jeszcze głębiej w siedzenie w samochodzie Justina i zaczęłam wybijać paznokciami rytmy o drzwi. Czekałam na niego przed studiem nagraniowym, gdzie miał spędzić podobno tylko chwilkę. Zegarek w desce rozdzielczej wskazywał jednak, że brakuje go dłużej niż chwilkę. Odrzuciłam głowę do tyłu zamykając oczy. Dokładnie godzinę temu mieliśmy być w domu taty Justin odebrać dzieciaki. Tak bardzo cieszyłam się na kolejne popołudnie, które miałam spędzić w towarzystwie jego rodzeństwa. Przyjrzałam się swoim idealnie pomalowanym paznokciom i policzyłam do 10. Jeśli szatyn nie wróci za 10 minut idę do tego przeklętego studia i sama go stamtąd wywlokę. Minęła minuta... i kolejna, i kolejna... Chrzanić pozostały czas. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wyszłam z samochodu. Odchodząc nacisnęłam przycisk na pilocie i poprawiłam włosy. Pierwszy raz szłam do miejsca pracy mojego chłopaka, trzeba jakoś w końcu wyglądać prawda? Popchnęłam szklane drzwi i weszłam do środka. Znajdowałam się w długim korytarzu, którego ściany były w dość rażącym brzoskwiniowym kolorze. Wszędzie poprzyczepiane były złote i platynowe płyty różnych wykonawców, podłoga dla kontrastu wyłożona była bardzo ciemną, brązową wykładziną.
-Przepraszam? Mogę w czymś pomóc?
Odwróciłam się w stronę z której dobiegł mnie głos. Znajdował się tam kontuar, pomalowany w takim samym odcieniu co ściany. Za nim siedziała jasnowłosa dziewczyna z dużymi, naprawdę dużymi zielonymi oczami. Wydawała się w stu procentach profesjonalistką, ale odstraszający był sposób w jaki żuła gumę. Przesadziła też moim zdaniem z biżuterią, której miała tony. Bransoletki na przegubach, pierścionki na palcach i mnóstwo naszyjników zwisających z szyi.
-Tak, szukam Justina Biebera. - odparłam podchodząc do niej
-Obawiam się, że nie mogę pani pomóc. - uśmiechnęła się do mnie tym słynnym, parszywym uśmiechem urzędników - Nie jestem upoważniona do udzielania takich informacji przypadkowym osobom.
-Ale ja nie jestem przypadkową osobą - wycedziłam przez zaciśnięte zęby - Jestem jego dziewczyną.
-Faktycznie! Panna Gomez prawda? - pokiwałam głową - Proszę mi wybaczyć. Pan Bieber znajduje się w pokoju 305. To jest 3 piętro. W głębi korytarza po prawej są windy.
-Dziękuję bardzo. - mruknęłam cicho.
Odeszłam  stamtąd żwawym krokiem. Nie lubię takich fałszywych ludzi. Stanęłam przed windami i nacisnęłam guziczek sprawdzając jednocześnie godzinę. Mieliśmy już spore spóźnienie, a ja bardzo nie chciałam, żeby maluchy się zawiodły. W końcu małe pomieszczenie zjechało na dół, a ja szybko do niego wskoczyłam. Winda dzięki Bogu była pusta, więc tylko nacisnęłam 3 na palecie i oparłam się o ścianę. Patrzyłam ze zniecierpliwieniem na przesuwające się numery. Czy ona nie mogła jechać szybciej? Wszystko wydawało mi się dziś wolne. Wysiadając przypomniała mi się propozycja Liama odnośnie nagrania płyty. Wtedy bywałabym częściej w takich miejscach jak to. Odgoniłam pośpiesznie tę myśl i zaczęłam przyglądać się plakietkom na drzwiach. 280, 281. Westchnęłam ze złością... to na drugim końcu korytarza. Ruszyłam ze zniecierpliwieniem w tamtą stronę. W połowie drogi usłyszałam niewyraźny głos Scootera. Zatrzymałam się jak wryta kiedy zdałam sobie sprawę co on mówi.
-To taki prosty plan. Taka reklama. Stałeś się przez to jeszcze bardziej rozpoznawalny, a twoje fanki uwierzyły, że każda z nich może zostać Twoją dziewczyną. Jestem geniuszem. - zaśmiał się - Ale posłuchaj, szum powoli gaśnie i media niedługo znudzą się związkiem zwyczajnej dziewczyny i Justina Biebera.
-No i co z tego? - usłyszałam głos Justina
-To, że musisz z nią zerwać. Nie pamiętasz?! Od początku taki był plan. Znajdujesz sobie zwykłą dziewczynę na ulicy, wchodzisz z nią w wykreowany przez nas związek, a potem się rozstajecie żeby...
Nie mogłam tego dalej słuchać. Moje oczy napełniły się łzami i czym prędzej uciekłam stamtąd. W biegu zauważyłam drzwi oznaczone jako damska toaleta, więc czym prędzej do nich weszłam. Spojrzałam w lustro. No tak, przecież mogłam się od razu domyślić. Nie było we mnie nic nadzwyczajnego. Normalne włosy, normalne oczy, normalne usta. Wszystko było wręcz przeciętne. Do tego jeszcze ten mój parszywy wzrost i te kilka kilogramów nadwagi. Dlaczego niby ktoś taki jak Justin Bieber miałby się ze mną umawiać z własnej nieprzymuszonej woli? Pociągnęłam nosem i otarłam policzki rękawem. Moja głupota sięga zenitu. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi więc pospiesznie zaczęłam się wycierać.
-Coś się stało? - usłyszałam aksamitny głos.
Odwróciłam się. Przede mną stała brunetka jakąś głowę wyższa ode mnie, normalka. Miała brązowe oczy, a ubrana była w najzwyklejsze dresy. Mimo to wyglądała pięknie, trochę jak kontrast do mnie. Stojącej na środku łazienki, rozmazanej i wyglądającej jak 7 nieszczęść. Nie tak wyobrażałam sobie pierwsze spotkanie swojej inspiracji i idolki Demetri Lovato.
-Nie - otarłam pojedynczą łzę - Wszystko dobrze.
-Wiesz usłyszałam płacz i...wcale nie wyglądasz jakby wszystko było dobrze.
-Trafne spostrzeżenie - zaśmiałam się - Musze wyglądać okropnie.
-Wcale nie, po prostu jesteś przygnębiona. - zamilkła na chwilę - Jak chcesz to mam tu kosmetyczkę, mogę szybko po nią skoczyć. - dodała patrząc na mój rozmazany makijaż
-Byłabym bardzo wdzięczna, przecież nie mogę tak wyjść do ludzi.
Uśmiechnęła się do mnie serdecznie i w pośpiechu wyszła z łazienki. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zaczęłam szukać w torebce komórki. Natrafiłam na podłużne metalowe cacuszka. No tak! Przecież mam klucze do auta Justina, będę musiała mu je oddać. Na samą myśl robiło mi się słabo.
-Proszę - powiedziała Demi, wręczając mi małą brązową kosmetyczkę.
Wzięłam ją z wdzięcznością i zaczęłam szukać tuszu do rzęs.
-A tak w ogóle to jestem Demi - uśmiechnęła się serdecznie - Głupio mi, że się wcześniej nie przedstawiłam.
-Nic nie szkodzi. Selena jestem.
-Miło mi.
Brunetka poczekała, aż skończę poprawiać makijaż i wyszła z łazienki razem ze mną. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. Miałam w planach poczekanie na Justina obok jego samochodu. Skierowałam swoje kroki w stronę windy, a w całym korytarzu było słychać jedynie stukot moich obcasów. Pociągnęłam nosem i zatrzymałam się przed drzwiami. Oparłam głowę o ścianę w oczekiwaniu na przyjazd dźwigu i z wszystkich sił próbowałam się nie rozpłakać. Zaczęłam dla uspokojenia liczyć swoje oddechy. Jeszcze tylko chwila i będę w cieplutkim domku zażerać się lodami i oglądać durnowate seriale z Bellą. Tego mi właśnie trzeba. Winda zatrzymała się ze zgrzytem, a ja pospiesznie do niej wskoczyłam. Nawet nie zauważyłam, że w środku ktoś jest.
-Wszędzie cię szukałem shwaty.
Popatrzyłam na uśmiechniętą twarz Justina. Do moich oczu napłynęły łzy i musiałam włożyć bardzo dużo wysiłku żeby się nie rozpłakać. Wygrzebałam z torebki kluczyki do jego samochodu i podałam mu je.
-Co... - zaczął
-Z nami koniec. Nie dzwoń do mnie więcej.
-Ale co? Dlaczego? - był naprawdę zdezorientowany.
-Może i nie powinnam była, ale wszystko słyszała. Ułatwiam ci tym chyba nawet sytuację prawda?
-Jaką sytuację?
-Nie udawaj idioty. Słyszałam twoją rozmowę ze Scooterem.
-Selena...
-Jak chcesz to możesz nawet powiedzieć, że to ja cię rzuciłam. Ty wtedy wyjdziesz na tego biednego.
-Selena to nie tak.
-A jak? Niby nie zacząłeś się ze mną spotykać dla rozgłosu?
-Tak było, ale tylko na początku.
-Na początku?! A potem co?
-Potem się w tobie zakochałem! - wrzasnął
Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo przycisnął mnie do ściany i zaczął namiętnie całować. Jego usta były tak przyjemnie miękkie i ciepłe. Odwzajemniłam jego pocałunek, a jego dłonie zaczęły wędrować po moich plecach. Otrząsnęłam się i odepchnęłam go. Zagryzłam dolną wargę powstrzymując potok łez.
-Nie wierzę ci!
Wybiegłam z windy pozwalając łzom swobodnie płynąć.
***
-Za przyjaźń!
-Za wolność!
-Za miłość!
-Za nas!
Rozległ się brzęk kieliszków i wszyscy podnieśli naczynia do ust i tylko w moim zostało trochę płynu. Odgarnęłam włosy z twarzy i rozejrzałam się po pokoju. Otaczały mnie tak szczęśliwe pary, że miałam ochotę się rozpłakać. Jedyna Bella była tu samotna tak jak ja, ale ona akurat rozstała się z Niallem w zgodzie. Nie wiem nawet czy przypadkiem nie zaczęła się spotykać regularnie z Peetą. Teraz jej ruda czupryna znikała w drzwiach salonu i byłam przekonana, że idzie na spotkanie właśnie z nim. Słysząc śmiech odwróciłam się w stronę okna, gdzie na parapecie Zayn i Rose palili papierosy rozmawiając zawzięcie. Perrie spiknęła ich twierdząc, że tworzyli by ładną parę. Miała rację. Sama blondynka siedziała z Louisem na fotelu grając w karty. Co jakiś czas któreś z nich zaczynało krzyczeć i sprzeczać się o to, że któreś oszukuje. Było to tak komiczne, że nie mogłam powstrzymać śmiechu. Gdzieś w kącie byli Harry i Jade. Omiotłam pokój kolejnym spojrzeniem, ale nie znalazłam osoby, której szukałam, a przecież przyszedł tu z resztą chłopaków. Ruszyłam się z kanapy i skierowałam swoje kroki do kuchni. Na taborecie tyłem do mnie siedział Liam wyglądając przez okno. Podeszłam do niego na palca i zakryłam jego oczy rękami.
-Zgadnij kto? - szepnęłam mu do ucha.
Zaśmiał się cicho i odwrócił w moją stronę jednocześnie zdejmując moje dłonie ze swoich oczu. Pociągnął mnie do siebie tak, że siadłam mu na kolanach. Wtuliłam twarz w zagłębienie w jego szyi. Od kąt rozstałam się z Justinem bardzo często spotykałam się z Liamem. Oczywiście portale plotkarskie bardzo często się na ten temat rozpisywały. Śmieszyły mnie te wszystkie artykuły zarzucając mi zdradę. Nie mogłam nikogo zdradzić, ponieważ związek mój i Justina nie był prawdziwy. Ale o tym to już nikt nie wiedział. Wracając do Liama... właściwie miałam ochotę spędzać czas tylko z nim i z Bellą. Chłopak lekko mnie kołysał, a ja wciągałam w nozdrza jego zapach. Było mi tak dobrze. Podniosłam lekko głowę i zauważyłam, że Liam patrzy się na mnie z wyczekiwaniem. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Rozmawialiśmy o tym nie raz w ciągu tych kilku dni.
-Powiedz im, że się zgadzam.
-Naprawdę?
-Tak. Ja wydam, ten singiel. Jestem zdecydowana.
-Świetnie! - obdarzył mnie promiennym uśmiechem - Może pójdziemy tam w tym tygodniu? Co ty na to?
-Jestem za - z powrotem wtuliłam się w jego szyję. - Tylko nie mówmy już o tym dzisiaj.
Pokiwał głową i znów zaczął mną kołysać. Objęłam go za szyję. Śmiało mogłam powiedzieć, że był moim przyjacielem. Zawsze tak o nim myślałam, tylko że chyba całkiem niedawno stał się dla mnie kimś więcej.
-Liam...
-Hmm...
-Czy ja Ci się podobam?
-Skąd w ogóle takie pytanie? Pewnie, że tak. Jesteś piękna i powinnaś o tym wiedzieć, a każdy kto powie ci co innego jest skończonym idiotą.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to, że jesteś. - mruknęłam.
Pocałowałam go w policzek, wstałam z jego kolan. Pomachałam mu z drzwi i poszłam do swojej sypialni, dziękując niebiosom za Liama w moim życiu.
***
Znów stałam, przed budynkiem, w którym moje życie uczuciowe legło z gruzach. Przez szklane drzwi przebijał się kolor tych ohydnych brzoskwiniowych ścian. Wzięłam kilka głębokich oddechów i postanowiłam w końcu wejść do środka. Mogłam zapytać wcześniej Liama w jakim studiu mamy się spotkać, ale nie przyszło mi to do głowy. Zresztą co za różnica, czy tu czy gdzie indziej. Nie mogę unikać Justina wieczność, co uświadomiła mi dziś rano Bella zrywając mnie z łóżka. Za kontuarem siedziała ta sama dziewczyna. Jej widok przywołał bolesne wspomnienia, więc tylko przygryzłam wargę od środka. Modliłam się w duchu, żeby Justin dziś nie nagrywał.
-Przepraszam - powiedziałam cicho, podchodząc do kobiety na co ona obdarzyła mnie szerokim uśmiechem.
-Panna Gomez jak miło. Pana Biebera jeszcze nie ma, ale może pani po...
-Nie przyszłam do Justina - przerwałam jej.
-Ooo... - jej twarz wyrażała prawdziwy szok, zastanawiałam się ile newsów na stronach plotkarskich pochodzi właśnie od tej kobiety. - W takim razie w czym mogę służyć?
-Selena! - odwróciłam się na pięcie w stronę drzwi, w których stał Liam - Jak zawsze punktualnie - mrugnął do mnie - Ja się teraz zajmę naszym gościem Luce.
Dziewczyna uśmiechnęła się serdecznie, a ja ruszyłam za Liamem w stronę wind. Chłopak nacisnął guzik i przyjrzał mi się dokładnie. Uśmiechnęłam się, żeby nie zaczął zadawać pytań, po czym wróciłam do swojego cichego zaklinania. Byle nie spotkać Justina. Byle nie spotkać Justina. Dotarliśmy na 4 piętro bez zbędnych komplikacji. Jeh! Zwycięstwo! Kiedy Liam miał zapukać złapałam go za rękę.
-A co jeśli się nie uda i oni pomyślą, że jestem bezbarwna i kompletnie się do tego nie nadaję?
-Na pewno tak nie będzie. Myśl trochę pozytywniej. - zapukał.
Usłyszeliśmy ciche "Proszę" po czym chłopak przepuścił mnie w drzwiach. No Selena chciałaś to masz.
Jakąś godzinę później wychodziliśmy z Liamem z tego pokoju tortur. Nie no dobra przesadzam, nie było tak źle. Greg był zachwycony moimi piosenkami oraz wokalem. Umówiliśmy się nawet na pierwszą sesję nagraniową. Normalnie mogłam wręcz biegać ze szczęścia. Mój przyjaciel odprowadził mnie do windy, po czym poszedł załatwiać jakieś sprawy z zespołem. Zapracowany człowiek nie ma co. W korytarzu, było strasznie duszno, oni tu klimatyzacji nie mają czy jak? Chciałam się wydostać z tego budynku jak najszybciej, więc pożegnałam tylko recepcjonistkę i wypadłam na parking. Zaczęłam szukać w torebce
kluczyków do mojego ukochanego porsche. Do tej pory nie mogłam uwierzyć, że rodzice, siostra, dziadkowie i wszyscy żyjące krewni kupili mi ten samochód w ramach prezentu na koniec roku szkolnego. Przegrzebywałam właśnie niezmierzone tereny jakimi jest damska torebka kiedy wpadłam na kogoś. Straciłam równowagę i grzmotnęłam na tyłek.
-Nic Ci nie jest? - usłyszałam nad sobą głos Justina
-Wszystko dobrze - mruknęłam wstając.
Szczerze powiedziawszy nie było dobrze. Chyba złamałam sobie kość ogonową.
-Dobrze, że cię widzę. Musimy porozmawiać.
-Nic nie musimy - odgarnęłam włosy z twarzy.
-Selena... nie zachowuj się jak dziecko.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Ja zachowywałam się jak dziecko?! Ja?! Tego było za wiele, odwróciłam się na pięcie i odeszłam w stronę swojego samochodu. Wrzuciłam torebkę na siedzenie pasażera i zaczęłam szybko oddychać. Jak on śmiał coś takiego powiedzieć? Pierwsze wykorzystuje mnie dla mediów przez miesiące, wmawia mi, że mnie kocha, a kiedy wszystkiego się dowiaduje i go rzucam on twierdzi, że zachowuje się jak dziecko. Nienawidzę go! Nienawidzę go za to, że jest kretynem, że wybrał właśnie mnie, że potrafi sprawić, że się śmieję, a w następnej sekundzie płaczę. A najbardziej nienawidzę go za to, że sprawia, że go kocham.
***
No i jest kolejny rozdział :). Mam nadzieję, że się podoba :) Do następnego ;)

Jeśli czytasz proszę o komentarz. 



poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 16

Dmuchnęłam w górę, żeby odciągnąć zbuntowane kosmyki włosów z oczu, po czym przeciągnęłam się z lenistwa. Znajdowałam się w parku miejskim rozłożona na kocu. Niedługo miała dołączyć do mnie Bella, wracając z kolejnej rozmowy o pracę. Ha! Śmiała się ze mnie, kiedy ja postanowiłam znaleźć sobie zatrudnienie, a potem dowiedziała się, że rodzice stwierdzili, że powinna się usamodzielnić.
-Jestem - położyła się obok mnie.
Podniosłam się na łokciach, żeby się jej przyjrzeć. Miała wyjątkowo nienaruszone czarne spodnie, skromną białą koszulkę i naburmuszony wyraz twarzy.
-Jak poszło?
-Źle! Stwierdzili, że nie mam za małe doświadczenie i nie zostawią ze mną dwójki dzieci. Phi! Przecież dałabym sobie radę!
Pokiwałam z powątpiewaniem głową i wróciłam do swojej poprzedniej pozycji.
-Widzisz, wcale nie tak łatwo znaleźć pracę.
-Tobie się jakoś udało. Jak Ty to zrobiłaś?
-Nie starałam się o posadę niani. Zostałam prostą kelnerką.
Westchnęła cicho, a ja wetknęłam sobie źdźbło z trawy do ust. Moja rozmowa o pracę nie była wcale łatwe. Zostałam przemaglowana wzdłuż i wszerz. Na odpowiedź też czekałam dość długo. W końcu, zaczęłam pracę, która wbrew pozorom nie była łatwa. Naprawdę dziękowałam za dzisiejszy dzień wolny. W parku było dzisiaj wyjątkowo cicho, za cicho, jak na czas spędzany z Bellą.
-Jaki masz jeszcze problem?
-Skąd pewność, że mam jakiś problem?
-Jesteś jakoś dziwnie cicha... zazwyczaj się tak nie zachowujesz.
-Mam problem natury związkowej.
- Z Niallem? Jaki można mieć z nim problem?
-O to właśnie chodzi, że ja chyba tak naprawdę go nie kocham. Na początku myślałam, że to będzie coś poważnego, ale to było tylko chwilowe zauroczenie.
-Kiepsko - westchnęłam - Co zamierzasz z tym zrobić?
-Muszę mu to dać jakoś delikatnie do zrozumienia. Wiesz nie chcę go zranić.
-Biedaczko... kolejne rozstanie w naszym gronie czyli?
-Kolejne - odwróciła głowę w moją stronę - To kto był pierwszy?
-Naprawdę nic nie słyszałaś? - pokręciła głową - Agnes i Peeta zakończyli swój długi wieloletni związek.
-Serio? Jeju pamiętam jak jeszcze niedawno za nim szalałam, my byłyśmy w pierwszej klasie on w ostatniej.
-A ona była od nas o rok starsza...
-To były czasy - rozmarzyła się Bella - Czasem chciałabym, żeby to wróciło.
-Ja też.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Zostałyśmy w parku jeszcze jakąś godzinę. Posiedziałybyśmy tam dłużej, ale zaczął padać deszcze, więc musiałyśmy szybko się zbierać.
***
Wzięłam z kupki w szkolnym korytarzu togę i czapkę. Były one w wyjątkowo ładnym śliwkowym kolorze. Szczerze powiedziawszy nie rozumiałam po co muszę to zakładać, ale wszyscy których się o to spytałam zasłaniali się tradycją. Skierowałam swoje kroki do sali gimnastycznej, gdzie siadłam na miejscu, które z uśmiechem wskazała mi pani Smith. Nie miałam obok siebie nikogo, kogo darzyłam sympatią, więc odpadały ckliwe rozmowy, ala koniec liceum. Wszędzie gdzie spojrzałam siedzieli moim znajomi ze śmiertelnie poważnymi minami. Na trybunach zaczynali już zajmować miejsca rodzice. Uśmiechnęłam się serdecznie do mamy Bells. Lubiłam tą kobietę, zawsze była dla mnie życzliwa, przez co mogłam przychodzić do swojej przyjaciółki kiedy tylko chciałam. Zaśmiałam się cicho widząc jak Rose, Tess, GiGi i Cornelia podają sobie w kącie butelkę w brązowym papierze. Byłam w stu procentach przekonana, że nauczyciele wiedzą co jest w środku. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca na scenę wyszła Amber by wygłosić przemówienie. Jak dla mnie było ono oklepane, pełne tych samych słów powtarzanych co roku. Sztucznie wyglądały także łzy w oczach połowy osób z mojego rocznika. Kiedy szłam po dyplom w sali zabrzmiały oklaski.
-Gratulacje panno Gomez - powiedział pan Grey wciskając mi rulonik w dłoń.
Kiedy wyszłam przed szkołę otoczyły mnie ciepłe ramiona.
-Moja mała siostrzyczka jest już taka duża.
-Elena? - objęłam ją mocno - Nie widziałam, że przyjeżdżasz.
-Nie mogłam przegapić takiego wydarzenia - mrugnęła do mnie - Idą rodzice, pogadamy potem.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo już znalazłam się w objęciach mamy. Przyjęłam gratulacje od rodziny i pobiegłam pożegnać się z kolegami. Połowa osób płakała, tym razem szczerze. Rose mogłaby utonąć w swoich łzach, ale ona zawsze była uczuciowa. Na koniec poszłyśmy z Bellą do naszego ukochanego nauczyciela. Kiedy szłyśmy do domu, moja przyjaciółka dostała wiadomość o organizowanej przez Nathali imprezę. Jako, że obie jesteśmy bardzo imprezowe (wyczujcie tą ironię) postanowiłyśmy sobie ją odpuścić. Po domu biegały już Jade i Bella wymieniając się ubraniami. Zdjęłam buty w przedpokoju i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Z napojem poszłam do pokoju i usiadłam na parapecie. Przez otwarte okno po pomieszczenia wpadł samotny liść. Zgniotłam go w palcach myśląc o upływającym czasie. Dopiero co zaczynałam liceum, a dziś już dostałam papierek potwierdzający jego zakończenie. Przerażała mnie myśl zbliżającego się wyjazdu na studia. Sięgnęłam po książkę leżącą na stoliku i wtopiłam się w inny świat. Odłożyłam lekturę na biurko dopiero kiedy zimny wiatr zaczął owiewać moją skórę. Zatrzasnęłam okno i wyjęłam z szafy pidżamę. Weszłam do łazienki, zmyłam makijaż i weszłam pod prysznic. Przeciągnęłam się z zadowoleniem kiedy pierwsze strugi ciepłej wody zaczęły spływać po moim ciele. Nie chciałam przerywać tej chwili, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Wytarłam się puchatym ręcznikiem, ubrałam podkoszulek i szorty po czym wróciłam z powrotem do sypialni. Rzuciłam się na łóżko i zagarnęłam z kąta misia. Wyobraziłam sobie, że wtulam się w Justina, a on obejmuje mnie ramionami. Szybko wpadłam w objęcia Morfeusza.
***
-To jest idiotyczny pomysł! - wrzasnęłam patrząc z wściekłością na Liama.
-Nie prawda, to jest fenomenalny pomysł.
-Stłukłeś się w głowę?
-Czemu Ty się nie zgadzasz?
Siedzieliśmy w parku miejskim w sobotni wieczór. Szatyn właśnie oznajmił mi, że puścił komu trzeba nagranie, na którym śpiewam. Filmik bardzo się spodobał i wytwórnia zaproponowała mi kontrakt płytowy. Miałam tydzień na zastanowienie się.
-Ponieważ ja mam już ułożoną przyszłość. Liam, ja dostałam pełne stypendium na Harvardzie. Liam na Harvardzie! Czy Ty to rozumiesz?
-Rozumiem, ale to też jest twoja szansa.
Westchnęłam cicho poprawiając się na ławce. Nieoczekiwanie wydała mi się ona niewygodna i twarda. Miałam ochotę jak najszybciej ją opuścić. Brązowe oczy Liama patrzyły na mnie wyczekująco, jakbym potrafiła podjąć tak ważną decyzję w kilka minut.
-Obiecuję, że się zastanowię ok? - przyjrzał mi się podejrzliwie po czym pokiwał głową po chwili wahania - A jak tam u Ciebie?
Uśmiechnął się pod nosem i ożywionym głosem zaczął opowiadać o swojej wizycie w domu rodzinnym. Lubiłam te momenty kiedy był tak zaabsorbowany swoją wypowiedzią, że nie zwracał uwagi na świat wokoło siebie. Ruszyliśmy się z naszej ukochanej ławki dopiero kiedy zaczęło się ściemniać. Pod moim blokiem zobaczyłam jak Justin wysiada ze swojego samochodu. Szatyn obdarzył mnie szerokim uśmiechem, po czym kiwnął sztywno głową w stronę Liama. Zdziwił mnie trochę chłód z jakim się do siebie zwracali. Dla świętego spokoju postanowiłam nie mówić o propozycji mojego przyjaciela. Wiedziałam, że Justin namawiałby mnie do podjęcia współpracy z wytwórnią. W mieszkaniu rozdzieliliśmy się z Szatynem. Ja poszłam do kuchni po mój ukochany sok pomarańczowy. Nasza lodówka świeciła pustkami. Napisałam do dziewczyn karteczkę z prośbą o zrobienie zakupów i zgarniając dwie szklanki i karton z sokiem poszłam do swojego pokoju.
Odprowadziłam Justina do drzwi i przytuliłam go mocno na pożegnanie.
-Wpadnę po Ciebie jutro o 10 a.m i zabierzemy dzieciaki do zoo? Co ty na to?
-Bardzo chętnie.
Zamknęłam za nim drzwi i ruszyłam z powrotem do siebie. Mijając pokój Jade usłyszałam cichy śmiech. Pewnie siedzą z Perrie i omawiają wczorajsze zakończenie roku szkolnego. Rozważałam przez chwilę odwiedziny sypialni Belli, ale rozmyśliłam się. Potrzebowałam chwili sam na sam ze sobą, a najlepszym miejscem do tego była wanna.
***
Jest kolejny rozdział :) Mam nadzieję, że się spodobał :) Bardzo proszę o udział w ankiecie ;) jest to dla mnie ważne.


Jeśli czytasz proszę o komentarz, to nic nie kosztuje a bardzo motywuje :)

środa, 14 maja 2014

Rozdział 15

Westchnęłam patrząc na zestawy ubrań, które przygotowałam na moje spotkanie z Justinem. Jakieś dwie godziny próbowałam wczoraj od niego wyciągnąć gdzie mnie zabiera, ale nie chciał puścić pary z ust. Powiedział mi tylko, że nie muszę się stroić. Co niby to miało znaczyć? Zerknęłam na zegarek i mój wzrok mimowolnie spoczął na zdjęciu moim i Eleny. Zadziwiające jak dawno nie widziałam się ze swoją siostrą. Tęskniłam za nią bardzo odkąd przeprowadziła się do Nowego Jorku po skończeniu studiów. Czas strasznie szybko leci, przecież jeszcze tak niedawno bawiłyśmy się razem w dom. Potrząsnęłam głową i znów spojrzałam na ubrania leżące na łóżku. Zdecydowałam się na drugi zestaw zawierający jeansowe szorty, brzoskwiniową bluzę i czarną skórzaną kurtkę. Siadłam na foteliku przy lustrze i zaczęłam się czesać. Postanowiłam zostawić włosy rozpuszczone i zaczęłam się malować. Spojrzałam w lustro i westchnęłam cicho.
-Uważaj bo wpadniesz w samo zachwyt - Bella weszła do pokoju i siadła na łóżku.
-Może powinnam pomalować włosy?
-Co? Uderzyłaś się gdzieś czy co? Przecież Ty masz piękny naturalny kolor włosów.
-I to niby ja się uderzyłam? Ty mi komplement właśnie powiedziałaś czy jak?
-Bardzo śmieszne. Ha ha, a tak serio to nie maluj włosów.
-Chociaż pasemka.
-Nie! Zresztą ja tu nie po to. Mam wielką prośbę. Zaprojektuj mi jakiś ciuch.
-Przecież z naszej dwójki to ty jesteś Bogiem ołówka.
-No tak, ale wiem, że miałaś kiedyś taką fazę na projektowanie ubrań - wskazała na ścianę która  była oblepiona moimi starymi projektami.
Z westchnieniem wstałam z krzesła i ruszyłam w tamtą stronę. Zdjęłam jedną z kartek i odwróciłam się w stronę swojej przyjaciółki
-Może być ten?
Pokiwała głową, wzięła ode mnie szkic i tyle ją widzieli. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i sięgnęłam do telefon, żeby nakarmić mojego małego Pou.
-Ja na twoim miejscu bym następnym razem uważała.
Spojrzałam ze zdziwieniem na Perrie, która trzymała w rękach najnowszy numer miejscowej gazety. Kiedy zauważyła, że nie wiem o co chodzi rzuciła pismem w moją stronę. Pierwszą stronę zajmowało wielki zdjęcie przedstawiające mnie i Liama na wczorajszym spacerze. Nad fotografią górował wielki nagłówek posądzający mnie o kolejną zdradę. Westchnęłam cicho i uśmiechnęłam się sztucznie do blondynki.
-Kwestia przyzwyczajenia.
Perrie zniknęła z pokoju. Czy to się w ogóle kiedyś skończy? Zapewne już cały czas będę mogła się spodziewać swoich zdjęć zamieszczanych na różnych portalach plotkarskich, czy publikowane w gazetach. Mimo, iż nie przechodziłam przez to długo już miałam tego wszystkiego dość.
-Selena! Justin już czeka!
Otrząsnęła się szybko, po czym poprawiając fryzurę wybiegłam z pokoju i już w holu wpadłam wprost w rozpostarte ramiona swojego chłopaka.
***
Wypuściłam z płuc powietrze po czym zaczęłam szukać w kieszonkach kurtki błyszczyka. Zignorowałam dźwięk otwieranych drzwi i dalej byłam wciągnięta w swoje zajęcie.
-Hej to Ty!
Obejrzałam się i moim oczom ukazała się dziewczyna niewiele młodsza ode mnie. Miała ona krutkie brązowe włosy i roziskrzone miodowe oczy, które wpatrywały się we mnie jakbym była jakąś nagrodą.
-Przepraszam? O co chodzi?
-To ty jesteś dziewczyną mojego idola. Justina znaczy się. Jesteś jeszcze ładniejsza na żywo.
Uśmiechnęłam się do niej lekko maskując tym moje zdziwienie. Byłam święcie przekonana, że większość Beliebers mnie nie lubi. Szczególnie po tych wszystkich aferach, w których zarzucano mi zdrady.
-Pewnie jest Ci teraz ciężko, te wszystkie hejty w necie na Twój temat, ale nie przejmuj się. - pokiwała głową zaabsorbowana swoją wypowiedzią - Każda prawdziwa Belieber wie, że jesteś lojalna wobec naszego Anioła.
-Dzięki, jesteś naprawdę miła...
-Emily mam na imię Emily.
-Miło Cię poznać Emily - uśmiechnęłam się do niej serdecznie po czym wyszłam z łazienki.
Rozejrzałam się po galerii handlowej w poszukiwaniu Justina, który powinien gdzieś tu na mnie czekać. Po rozmowie z dziewczyną humor bardzo mi się poprawił. Może faktycznie nie było tak źle i nie wszystkie wielbicielki mojego chłopaka mnie nienawidziły. To była naprawdę fenomenalna wiadomość. Przepchałam się przez grupkę chłopaków, którzy zmierzyli mnie spojrzeniem. Kiedy wypadłam z tłumu ludzi w oczy
rzuciła mi się przezabawna scena. Przy stoisku ze swoimi perfumami stał Justin wycierając zawzięcie blat przy kasach. Zatrzymałam się przed nim i spojrzałam się jak na idiotę.
-No co? Tu było czymś zachlapane i nikt nie raczył tego nawet przetrzeć.
-Serio Justin? Może jeszcze sprawdzisz czy twoje kartonowe podobizny są czyste?
Jak na komendę szatyn zaczął kierować się na drugą stronę stoiska. Zaśmiałam się i złapałam go za łokieć.
-Żartowałam. Ja jestem już gotowa, idziemy?
Pokiwał głową po czym pociągnął mnie w stronę windy. Wcisnęliśmy się w ciasne pomieszczenie, które i tak już było przeładowane. Wypadliśmy na ostatnim piętrze i poszliśmy do kina. Długo sprzeczaliśmy się na jaki film obejrzeć, ale miałam wrażenie, że kasjerce było to nawet na rękę. Byłam przekonana, że jeszcze 10 minut i zacznie się ślinić, więc poszłam na rękę Justinowi i półtorej godziny zakrywałam się jego ramieniem żeby nie patrzeć na ekran.
-Doprawdy nie rozumiem jak można oglądać takie filmy? - szepnęłam do szatyna - Przecież tu nie ma żadnej fabuły, tylko wszyscy się rozrywają i non stop leje się kre...
Wtuliłam się w jego ramię przestraszona, kiedy na ekranie wyskoczył jakiś facet z piłą.
-O to właśnie chodzi - odpowiedział mi zaabsorbowany filmem machinalnie mnie obejmując.
***
Pchałam wózek sklepowy, patrząc posępnie na półki zastawione od góry do dołu słodyczami. Postanowiłyśmy zrobić sobie z dziewczynami babski wieczór, a ja miałam skompletować przekąski. Wrzuciłam do koszyka kilka paczek żelek i sięgnęłam po przekąski z górnej półki, ale oczywiście byłam za niska. Stanęłam na palcach przeklinając po nosem. Nagle poczułam na tali czyjeś ręce, które podniosły mnie. Spojrzałam w dół i ujrzałam uśmiechniętego Petera. Ściągnęłam z półki ciasteczka, więc chłopak mnie odstawił.
-Ale Ty jesteś niziutka - wyszczerzył się do mnie.
Kopnęłam go w kostkę, ale wątpię by go to zabolało. Odsunął mnie jak gentelan i zajął moje miejsce za wózkiem. Zakupy z brunetem były... dziwne. Bezprawnie dołożył zgrzewkę piwa, twierdząc że jeśli go nie zużyjemy wpadnie i sam to zrobi. W kolejce do kas zwracały na nas uwagę wszystkie starsze kobiety, rzucając w naszą stronę zgorszone spojrzenia. Zapłaciłam szybko, a Peter wziął zakupy i nie zważając na moje okrzyki, skierował się do wyjścia ze sklepu. Wyprzedziłam go w połowie drogi do samochodu i wpakowałam się na przednie siedzenie. Kiedy chłopak odpalił samochód, włączyła się automatycznie piosenka Impossible Jamesa Artura. Zaczęłam śpiewać razem z wokalistą. Kiedy skończyłam w samochodzie zapadła cisza, a ja zerknęłam na chłopaka, który siedział osłupiały.
-No co? - spytałam lekko speszona jego zachowaniem - Aż tak źle?
-Właśnie wręcz przeciwnie, masz fenomenalny głos. Chodzisz z tym Bieberem, pogadaj z nim, niech Ci załatwi nagranie singla.
-Nie chcę żeby ludzie mówili, że chcę się na nim wybić, zresztą i tak już tak mówią.
Wzruszył ramionami nie rozumiejąc o co mi chodzi. Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Peter pomógł mi wnieść zakupy do mieszkania, przywitał się z dziewczynami i tyle go widzieli. Ja też zostawiłam swoje współlokatorki i poszłam do siebie. W końcu, swój wkład w nasz wieczór już miałam. Postanowiłam ogarnąć w końcu temat pracy, już jakiś tydzień temu postanowiłam, że zacznę zarabiać, a jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku. Zaczęłam przegrzebywać internet w poszukiwaniu jakichkolwiek ofert pracy. Najciekawsze zapisałam sobie na kartce, a w niektórych przypadkach umówiłam się nawet na rozmowę kwalifikacyjną. Około 8 p.m Perrie zawołała mnie, żebym pomogła jej z cotygodniowym sprzątaniem. W czasie naszej pracy Bella i Jade przygotowywały salon, na nasze ladys night. Kiedy już wszystkie zakwaterowałyśmy się w pomieszczeniu rozmowom nie było końca. Dowiedziałam się, że Jade zamierza wyjechać z Harrym na Karaiby na tydzień, a Perrie i Louis wybierają się na weekend pod namiot, ale nie mogą znaleźć dobrej daty. Padłyśmy około trzeciej nad ranem, a moją ostatnią myślą, było kierowanie współczucia w stronę Belli, która musiała wstać rano, żeby zdążyć na kolejne spotkanie rodzinne.
***
Jest i kolejny rozdział wiem, że końcówka mi trochę nie wyszła, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Naprawdę dziękuję, za tak dużo wejść i wszystkie komentarze. Jesteście wspaniali.

Jeśli czytasz proszę o komentarz :)



wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 14

Rozsiadłam się wygodnie na kanapie przed telewizorem, w domu było wyjątkowo cicho. Dziewczyny wyszły gdzieś z samego rana i do tej pory żadna nie wróciła. Justin załatwiał jakieś swoje ważne sprawy, więc spotkanie z nim też odpadało, a mi się tak strasznie nudziło. Po raz setny zmieniałam kanał w telewizorze, pragnąc w końcu znaleźć coś ciekawego. Zwlekłam się z sofy, słysząc dźwięk opadających kopert. Wzięłam plik listów i codzienną gazetę. Znalazłam pocztówkę od ciotki Ann, list do Jade od jej babci, ale większość korespondencji stanowiły comiesięczne rachunki, opadłam z powrotem na kanapę i zaczęłam w myślach
kalkulować swoje wydatki. Po zapłaceniu wszystkich niezbędnych wydatków, na życie zostawało mi tyle co i nic, a przecież musiałam, kupić sobie jedzenie, czy zostawić coś na nagłe wypadki. Ot zachciało mi się samodzielności. A przecież mogłam teraz bezpiecznie siedzieć w rodzinnym domku z mamusią i o nic się nie martwić.
-Co Ty robisz? - spytała Bella siadając na fotelu
-Bells... ja na nic nie mam kasy.
-To bierz więcej od rodziców.
-Żebym non stop słuchała, jak to im ciężko? Nie dziękuję. Mam inny fenomenalny pomysł.
-Jaki?
-Znajdę sobie pracę!
-Jaja sobie ze mnie robisz?
-Nie - mruknęłam odrzucając resztę listów i gazetę na stolik, a ona popatrzyła na mnie z uniesionymi brwiami - No co?
-Nie powinnaś zacząć szukać jakichś ogłoszeń czy coś?
-Zajmę się tym jutro - powiedziałam zabierając jej pilota i przełączając na Pamiętniki Wampirów.
Ruda obrzuciła mnie morderczym spojrzeniem, po czym wyszła do kuchni. Nakryłam się bardziej kocem.
-Gdzie reszta? - usłyszałam krzyk Belli
-A bo ja wiem? Poszły gdzieś, zresztą tak jak Ty. Wszystkie mnie zostawiłyście!
-Ja wróciłam. I mam nawet dla Ciebie prezent. - na moich nogach wylądowała butelka z jogurtem.
-Dzięki. - mruknęłam i zaczęłam rozmyślać nad swoimi predyspozycjami do pracy.
W czym ja jestem na tyle dobra, by móc znaleźć sobie jakiś dobry zawód? Mogłabym śpiewać w jakimś barze, ale wątpię, by kogoś takiego szukali. Z westchnieniem odrzuciła koc, wyłączyłam telewizor i pobiegłam pisać zaległy esej o wojnie secesyjnej z historii. W końcu wiedza to podstawa, do znalezienia dobrej pracy.
***
-Ja mogę, Ci pożyczyć pieniądze jeśli chcesz.
-No wiesz? Nie chcę od Ciebie pożyczać kasy. - na moment zapadła cisza - Może zostanę niańką?
Siedzieliśmy z Justinem u niego w domu. W tle cicho mruczał telewizor, ale żadne z nas nie zwracało na niego uwagi. Nie wiedziałam nawet jaki program jest włączony.
-Tylko, że ja nie umiem się zajmować dziećmi... no bo co z takimi małymi szkrabami można robić?
-Przydałoby Ci się trochę praktyki co?
Pokiwałam głową, a on wyciągnął z kieszeni telefon.
-Justin co ty robisz?
-Załatwiam Ci praktykę - mrugnął do mnie - No hej tato! Może bym wpadł dzisiaj po maluch co? Odpoczęlibyście sobie trochę. Nie... po prostu się za nimi stęskniłem. O to dobra, będę za jakieś 10 minut. - rozłączył się - No to załatwione. Jedziesz ze mną czy zostajesz?
-Zostanę.
Szatyn pocałował mnie w czubek głowy śmiejąc się lekko i już go nie było. Objęłam kolana ramionami. Co ja mogę robić z dziećmi? Może zaproponuje im zabawę w chowanego czy coś. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam do łazienki. Zebrałam włosy w luźnego koczka. Z powątpiewaniem popatrzyłam na swoją czarno-czerwoną spódnice. Szybko znalazłam w sypialni Justina swoje jeansowe rurki i wciągnęłam je na siebie. Serce waliło mi jak oszalałe. Spokojnie, przecież to tylko dwójka dzieci. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, więc zbiegłam na dół. W przedpokoju stał Justin trzymając na rękach swoją malutką
siostrzyczkę Jazmyn, jednocześnie podtrzymując za kaptur Jaxona. Szatyn obdarzył mnie przeuroczym uśmiechem, po czym zwrócił się do dzieciaków.
-To jest ta dziewczyna, o której wam mówiłem.
-Śliczna jest - szepnęła dziewczynka wtulając się w jego szyję.
-Hejka - pomachałam im, na co oboje delikatnie się uśmiechnęli.
Jakąś godzinę później, byłam już okropnie zmęczona, więc zostawiłam Justina samego i poszłam zrobić coś do jedzenia, żeby jego rodzeństwo, nie wracało do domu głodne. Szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś dużo gorszego. Dzieciaki okazały się naprawdę fajne i kontaktowe, a co było najlepsze szybko się do mnie przekonały. Poczułam nagle jak coś, lub ktoś ciągnie mnie za nogawkę spodni, więc spojrzałam w dół. Stała tam Jazmyn patrząc na mnie tymi swoimi dużymi brązowymi oczami, tak podobnymi do oczu Justina.
-Co tam mała? - kucnęłam obok niej tak, że obie znajdowałyśmy się na tym samym poziomie.
-Lubię Cię - powiedziała pewnie - I chcę żebyście byli już zawsze razem.
Mała przytuliła mnie, a ja machinalnie ją objęłam uśmiechając się lekko, kiedy dziewczynka wyswobodziła się z mojego uścisku wybiegła nawołując Justina.
-Też tego chcę - szepnęłam w przestrzeń.
***
Opadłam wycieńczona na kanapę w naszym salonie. Justin dopiero co podrzucił mnie do domu, w którym było ostatnio podejrzanie cicho. Na lodówce znalazłam kartkę z informacją, że Bella wyjeżdża na rodzinny wypad nad jezioro na weekend. I znowu mnie zostawiła jędza jedna! Nieobecność reszty była jednak dziwnie podejrzana, więc było prawie pewne, że niedługo zjawią się w otoczeniu chłopaków z One Direction. Nie myliłam się za bardzo. Jakieś pięć minut później wpadli do salonu.
-Hej! - powiedziała Jade - Nie wiedziałam, że już jesteś. Nie przeszkadzamy?
-Nie no co ty?
Spojrzała na wszystkich i dopiero teraz uświadomiłam sobie jak dawno ich nie widziałam. Przyjrzałam się wszystkim zaczynając od Harry'ego. Na jego twarzy ja zawsze gościł uśmiech (się dobrali z Jade, nie ma co), włosy dziś wyjątkowo postawił na żel odsłaniając tym swoje czoło co wywołało u mnie lekki uśmiech. Następnie przeniosłam wzrok na Louisa, który opierał się nonszalancko o framugę drzwi i próbował nie okazywać swojego zauroczenia Perrie przez całkowite ignorowanie jej osoby, a było to chyba dla niego trudne, ponieważ cały czas zerkał w jej stronę i uśmiechał się za każdym razem, kiedy jej ręka wędrowała w stronę włosów. Na końcu do pokoju wszedł Liam, który nie zważając na innych rozłożył się na kanapie obok mnie.
-Gdzie reszta? - rzuciłam w przestrzeń
-Zayn ma jakąś randkę, obrotny chłopak nie ma co - Harry zaczął się szczerzyć
-A Niall, siedzi w domu i zapycha się żarciem - dokończył Louis wchodząc do pomieszczenia i szukając sobie miejsca.
-Jakie macie plany na wieczór? - spytałam spychając Payna z sofy
-Zamierzamy obejrzeć parę filmów - Jade wyszczerzyła się do mnie pokazując okładki wypożyczonych płyt DVD, były tam same horrory - Przyłączysz się?
-Żebym potem nie mogła spać w nocy? Nie dziękuję, przejdę się.
-Mogę z Tobą? - spytał Liam z nadzieją w głosie.
-Pewnie, tylko pójdę się przebrać - wskazałam na swoje poplamione farbą i oblepione zaschniętą plasteliną spodnie.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, a ja pobiegłam do swojego pokoju. Przebrałam jeansy, nałożyłam białą bluzkę, a na wierzch koszulę. Z szafki pod lustrem wygrzebałam niebieską czapkę, a spod łóżka wyciągnęłam buty. Poprawiłam lekko makijaż i przejrzałam się w lustrze. Jest ok, pomyślałam wychodząc. Jednocześnie dopłynęła do mnie myśl czy aby nie za bardzo szykuję się na zwykły spacer z przyjacielem, ale odpędziłam ją pospiesznie.
-Gotowa! - krzyknęłam wbiegając do salonu, a Jade zaczęła krzyczeć
-Czy Ty chcesz, żebym ja padła na zawał?!
-Ale ja... - nie dokończyłam, bo Liam złapała mnie za łokieć i wyszliśmy z mieszkania.
Automatycznie skierowałam się na swoją stało trasę spacerową, a chłopak poszedł za mną. Wciągnęłam powietrze do płuc rozkoszując się pięknem ciszy. W tle było słychać tylko odgłosy przejeżdżających samochodów.
-Widziałaś dzisiejszą gazetę? - zaczął chłopak
-Mmmm, nie - mruknęłam - A co w niej było?
-Nasze zdjęcie, opatrzone wielkim nagłówkiem, który głosił, że znów zdradzasz ze mną Justina.
-I właśnie dlatego nie czytam już gazet. Zdjęcie z wczoraj?
-Yep.
-Właściwie co Ty tam robiłeś?
-Zapewne to co Ty - zaśmiał się dając mi kuksańca w bok - Spędzałem miło czas z przyjaciółmi. Ale jesteś pewna, że Justin nie był zły? - dodał po chwili
-No co Ty? Przecież on wie, że łączy nas tylko przyjaźń.
-Dokładnie, tylko przyjaźń.
Miałam wrażenie, że powiedziała to jakoś mniej wesoły, ale nie mogłam się nad tym zastanawiać, bo już zaczął nowy temat. Do domu wróciliśmy jakąś godzinę później powitani, piskami Jade. Dosiedliśmy się do nich, ale nie dało się nic oglądać, ponieważ Liam i Harry zaczęli rzucać w siebie popcornem. Wszyscy szybko do nich dołączyli. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam na kanapie wtulona w Payna.
***
No i jest! Tak jak obiecałam kolejna notka wcześniej ;) pisana co prawda dwa razy, ponieważ pierwszą wersję przez przypadek usunęłam, ale jest! Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, to naprawdę motywuje do pisania. Kocham was :)

Jeśli czytasz proszę o komentarz!!