czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 11

Ze zniecierpliwieniem rozglądałam się po lotnisku wypatrując Belli. Czułam się porzucona... czyżby zapomniała, że dzisiaj wracam z powrotem do Los Angeles? Wyciągnęłam telefon z kieszeni i pospiesznie wystukałam do niej wiadomość. Z wściekłością wepchnęłam urządzenie z powrotem do kieszeni spodni i biorą swoje walizki ruszyłam w stronę wyjścia. Jako, że byłam w nie najlepszym humorze minęłam pośpiesznie postój taksówek i wybrałam powolny powrót do domu. Wciągnęłam powietrze pełną piersią i rozejrzałam się szybko. Zapadał zmrok. Nie było sensu tłuc się na drugi koniec miasta do mieszkania, które dzieliłam z dziewczynami, więc pośpiesznie wbiegłam do nadjeżdżającego autobusu. W środku niesamowicie śmierdziało, wódką i papierosami. Przyczyną była grupka chłopaków, którzy zajmowali cały tył pojazdu. Zajęłam miejsce jak najdalej od nich, jednak jeden podszedł do mnie.
-Co taka śliczna... Selena?
Odwróciłam głowę w stronę chłopaka i przyjrzałam mu się uważnie. Na pierwszy rzut oka wyglądał znajomo, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd go kojarzę. Jego blond grzywka opadała niezgrabnie na czoło zahaczając o niebieskie oczy. Uśmiechał się przyjacielsko. To w tym uśmiechu było coś takiego, że zaczynałam się głowić kim on jest.
-Hm... - odkrzyknęłam - Czy my się znamy?
-Nie poznajesz mnie? - patrzył na mnie wyczekująco - Hej! Ty serio mnie nie poznajesz! Powinienem się obrazić. - zrobił obrażoną minę
-Trey! Jezu to naprawdę ty!
Przede mną stał mój pierwszy chłopak... moja pierwsza wielka miłość, z którą zerwałam po niespełna dwóch miesiącach.
-No wreszcie. - usiadł obok, a ja mimowolnie wstrzymałam oddech, by nie czuć woni dymu papierosowego - Słyszałem, że teraz prowadzasz się z tym Bibrem, czy jak on tam...
-Bieberem... - warknęłam - Tak jesteśmy razem.
-Nie podoba mi się to.
-Jezu człowieku! Rozstaliśmy się ponad dwa lata temu, nie wspominając o tym, że przyczyną była twoja zazdrość, a ty dalej zamierzasz mi mówić, że to, że się z kimś spotykam się tobie nie podoba?!
-Nie o to mi chodzi.
-To o co?
-On cię skrzywdzi zobaczysz - prychnęłam, po czym przecisnęłam się obok niego i wyskoczyłam z autobusu - Wspomnisz moje słowa. - usłyszałam na odchodnym
Z wściekłością naciągnęłam kaptur na głowę i ruszyłam w stronę swojego domu rodzinnego. Jakim prawem on mi mówi takie rzeczy?! Nie zna ani mnie ani jego. Zastukałam w drzwi, po kilku sekundach otworzyła mi mama.
-Selena kochanie! Nie wiedziałam że wpadniesz.
-Ja też nie wiedziałam - mruknęłam wchodząc do domu.
***
Pokonałam ostatni schodek i zaczęłam szukać kluczy w torebce.
-No chodźcie do mamusi - mruknęłam cicho.
Kiedy w końcu wygrzebałam te małe nieznośne przedmioty otworzyłam drzwi i weszłam do przedpokoju. Do moich uszu dobiegł cichy jęk z salonu. Nie chcąc natknąć się na jednoznaczną sytuację z Harrym i Jade w roli głównej krzyknęłam tylko:
-Wróciłam!
Po czym wyszłam zza rogu, a kiedy to uczyniłam musiałam zbierać szczękę z podłogi. Moja najlepsza przyjaciółka wciągała na siebie w pośpiechu bluzkę, a Niall Horan zapinał guziki swojej koszuli.
-No tego to bym się w życiu nie spodziewała - wyszczerzyłam się do nich. - Czy ja o czymś nie wiem?
-Nie wiesz o wielu rzeczach - rzuciła Bells z sarkazmem - Na przykład nie wiesz co robi teraz Barack Obama.
-Za to domyślam się co PRAWIE zrobiła moja przyjaciółka - posłałam uśmiech Horanowi - Miło cię widzieć, ale prosiłabym, żebyś zostawił nas same.
-Ciebie też miło widzieć - puścił oczko do rudej - Do później
-Tak do zobaczenia.
-Pozdrów ode mnie chłopaków blondasku - krzyknęłam w stronę drzwi. - Serio nie było mnie tylko parę tygodni?
-Dokładnie, a wyprzedzając twoje kolejne pytanie, nigdy nie było jak o tym rozmawiać. Zawsze gdzieś czaiła się Perrie, albo Jade, a ja naprawdę nie chcę, żeby ktoś o tym wiedział.
-Okej - przytuliłam ją
-I naprawdę wielkie przepraszam, że nie odebrałam cię z lotniska.
-Rozumiem masz teraz inne sprawy na głowie.
Walnęła mnie w ramię na co zaczęłam się śmiać i poszłam do kuchni. Przy ciepłej herbacie i kawie opowiedziałam Bells o pobycie w Europie. Za każdym razem, kiedy mówiłam coś w stylu "Justin jest naprawdę wspaniały" przewracała oczami i wspominała, że mówiłam tak o każdym z moich chłopaków. Kiedy wróciły Jade i Perrie myślałam, że mnie uduszą. Szatynka ścisnęła mnie tak mocno, że Bells musiała ją odciągać. Jeszcze raz zaczęłam im wszystko opowiadać. Na koniec rzuciłam rudej spojrzenie, które od razu zrozumiała. Wyszłyśmy z kuchni po jakichś 10 minutach i zamknęłyśmy się w jej pokoju.
-Co jest tak ważne, że nie mogły słyszeć o tym dziewczyny?
-Spotkałam Treya.
-Opowiadaj!
***
Przeciągnęłam się na łóżku. Wreszcie swoim łóżku, mimo to wolałabym się budzić w objęciach Justina. Stwierdziwszy, że godzina 1 p.m jest odpowiednią do wstania i spożycia śniadania, wygrzebałam się z pościeli. Wciągnęłam na siebie jakieś stare szorty, a stopy wsunęłam w swoje ukochane kapcie w kształcie psów. Wychodząc z sypialni zauważyłam, że jest dziwnie cicho, zaczynałam się bać. Zawsze obawiałam się ciszy, co wywoływało śmiech u każdej osoby, która się o tym dowiedziała. Otworzyłam drzwi kuchni i podskoczyłam ze strachu kiedy usłyszałam chóralny krzyk "Niespodzianka!". W pomieszczeniu były moje współlokatorki i chłopaki z One Direction.
-Słodka pidżamka - mruknął Liam
-Spadaj. Mogliście powiedzieć... ubrałabym się inaczej.
-Selena - jęknął Harry patrząc na mnie jak na idiotkę - Czy ty wiesz na czym polega niespodzianka?
Przytaknęłam jednym ruchem głowy, a loczek podszedł żeby mnie uściskać. Po 10 minutach wymknęłam się z kuchni, żeby się troch ogarnąć. Oczywiście musiałam obiecać, że nie zajmie mi to dużo czasu i zaraz wrócę.
W naszym salonie siedzieliśmy około 7 godzin, kiedy Zayn rzucił hasło "Chodźmy do klubu". Wszyscy się zgodziliśmy i już po kilkunastu minutach byliśmy w ciasnym klubie. Co jakiś czas przychodziły obce dziewczyny, żeby zrobić sobie zdjęcie z towarzyszącymi nam chłopakami. Ktoś cały czas donosił nam drinki i nawet nie wiem kiedy porządnie się wstawiłam. Opadłam na ławkę obok Liama, który od razu zauważył, że coś jest nie tak. Wystarczyło jedno spojrzenie.
-Chcesz wracać do domu?
-Tak! Błagam cię Liam, zabierz  mnie stąd nim zrobię coś głupiego po pijaku.
Chłopak zaśmiał się cicho po czym pomógł mi wyjść z klubu.
Następnego ranka obudził mnie dźwięk telefonu. Leżałam w swoim łóżku w ubraniach, w których wczoraj wybrałam się do klubu. Nawet butów nie zdjęłam. Pośpiesznie znalazłam telefon i uśmiechnęłam się na widok nadawcy wiadomości, ale jej treść bardzo mnie zszokowała. Nie bardzo rozumiałam co Justin miał na myśli pisząc, że całkiem ładnie wczoraj wyglądałam i żebym nie przesadzała z alkoholem. A potem moje spojrzenie padło na włączoną w laptopie stronę. W jej centralnym punkcie było widoczne zdjęcie na którym Liam wyprowadza mnie z klubu, a wielki napis głosił, że Justin Bieber powinien bardziej pilnować swojej dziewczyny.
***
Wiem, jestem okropna, bo nic nie dodaje, ale jakoś ostatnio nie mam weny :/
Bardzo przepraszam, wszystkich którzy czytają mojego bloga i obiecuję, że postaram sie dodawać notki szybciej.

Jeśli czytasz proszę o komentarz.



poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 10

-Kocham Polskę! - powiedziałam wysiadając z samolotu.
-Czemuż to? - spytał Justin poprawiając na nosie ciemne okulary
-Ponieważ stąd pochodzę... znaczy mama jest stąd, ale to prawie to samo. To taki specyficzny kraj - dodałam kiedy wsiadaliśmy do samochodu.
-Specyficzny - mruknął Juju z niesmakiem, kiedy samochód zahaczył o wyjątkowo pokaźną dziurę w drodze.
-No, co? A może nie? Zobaczysz, jak trochę tu pobędziesz, od razu zechcesz wrócić.
Położyłam głowę na jego ramieniu wspominając słodkie dzieciństwo, które spędzałam właśnie w Polsce. Pyszne pirogi babci (teraz już wiem skąd mam te parę kilo za dużo), wieczorne granie w karty z dziadkiem... czasem mam wrażenie, że dzieciństwo było lepsze.
Kiedy podjechaliśmy pod hotel rozdzieliliśmy się z Justinem. On przepychał się przez tłum fanek rozdając autografy, a ja szybo przemknęłam do środka. Zatrzymałam się w lobby i poczekałam na swojego chłopaka, który miałam wrażenie, niemiłosiernie się wlekł. Może wydawało mi się tak tylko dlatego, że obiecał mi niespodziankę po dotarciu do hotelu. Nienawidzę niespodzianek... niby to przyjemne i wgl, ale jestem tak niecierpliwa, że mnie szlak trafia. Kiedy w końcu Juju opuścił swoje Beliebers poszliśmy na górę do naszego pokoju. Przed drzwiami zaczęłam lekko podskakiwać, ze zniecierpliwienia na co szatyn tylko lekko się
uśmiechnął. Otworzył wrota naszej komnaty, a ja wpadłam do niej jak z procy. Kiedy tylko przekroczyłam próg, zatrzymałam się zszokowana i otworzyłam lekko usta ze zdziwienia.
-Chciałem, żebyś ty też miała coś z mojej trasy - powiedział Justin obejmując mnie w pasie i zatrzaskując jednocześnie drzwi nogą.
Nasz pokój na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od reszty, w której gościliśmy. Jednak drzwi na przeciwko były otwarte i już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że tam gdzie zazwyczaj Juju ma swój pokój gier jest zrobiona mała biblioteczka.
-Dzięki - szepnęłam odwracając się w jego stronę
-A jakaś nagroda? - spytał śmiesznie poruszając brwiami
Pocałowałam go, a on od razu podniósł mnie nie przerywając pocałunku zaniósł do sypialni.
***
Siedziałam w naszej małej biblioteczce w hotelu czytając Akademię Wampirów, a Juju kręcił się po pokoju jak zawsze przed występem. Zaśmiałam się cicho, a on od razu skierował na mnie swój wzrok.
-Z czego się śmiejesz shwaty?
-Z Ciebie - wystawiłam język - Przecież wszystko będzie dobrze, nie masz się czego denerwować. Zagrasz świetny koncert, fani będą zachwyceni.
-Oj! No bo to tak łatwo powiedzieć. Tam, gdzie grywałem często to zupełnie inna bajka. A w Polsce to mój pierwszy koncert, a jeśli coś nie wyjdzie i zawiodę swoje Beliebers? - spytał klękając przede mną
-Jestem pewna, że wszystko pójdzie dobrze - uśmiechnęłam się do niego - Ważne, że wyjdziesz na scenę - pocałowałam go lekko - A teraz dupa w troki, bo Scooter na Ciebie czeka.
Zaśmiał się, pocałował mnie na pożegnanie i już go nie było. Przeciągnęłam się leniwie. Do koncertu zostało 4 godziny, więc jeszcze nie było sensu się przygotowywać. Postanowiłam sprawdzić e-maila. Zalogowałam się na pocztę i westchnęłam z rezygnacją na widok wiadomości od mamy. Było ich co najmniej 10, jakby nie wystarczyła jedna. Zabrałam się za czytanie. Jedyną ciekawą ( i naprawdę szczęśliwą) wiadomością, było to, że moja siostra przyjeżdża za miesiąc z Nowego Jorku. Stęskniłam się już za Eleną i naprawdę mi jej brakowało. Miałam nadzieję, że znajdzie ona trochę czasu tylko dla mnie. Zaczynałam zapominać jak
walnięta jest moja siostra, a trzeba przyznać, że z naszej dwójki to ja jestem normalniejsza. Kiedy skończyłam pisać mamie lakoniczną odpowiedź typu "Wszystko w porządku, jesteśmy teraz w Polsce, naprawdę podobał mi się Madryt." Postanowiłam wziąć szybki prysznic. Naszykowałam ubrania już do wyjścia i skierowałam się w stronę łazienki. Jako, że nie jestem typem dziewczyny, która może stać przed lustrem godzinami byłam gotowa do wyjścia już pół godziny później. Spojrzałam na zegarek. Jak zawsze wyrobiłam się za wcześnie, postanowiłam jeszcze raz sprawdzić czy wszystko ogarnęłam. Kiedy skończyły mi się zajęcia w pokoju (pościeliłam nawet łóżko) stwierdziłam, że nie ma na co czekać i pora się zbierać.
***
-Mam niespodziankę! - krzyknęła Bella do telefonu, a ja odsunęłam aparat od ucha.
-Co jest tak ważne, że aż tak wrzeszczysz?
-Zgadnij kto się o Ciebie dzisiaj pytał - mogłam sobie wyobrazić jak porusza brwiami.
-Nom... kto?
-Zero entuzjazmu... ech! Boski Michael....
-O zgrozo! Jak nie miałam chłopaka i latałam za nim to nie... nie łaska było zwrócić na mnie uwagi.
Bells zaśmiała się cicho i zaczęła przeżuwać kanapkę.
-Proszę cię kobieto! Nie jedz jak ze mną rozmawiasz.
-Ale jestem głodna!
-To wybierz jedną czynność.
-Dobra to baj...
-Czekaj! Żartowałam. - zaśmiała się - Czy to ja zawsze muszę się starać żeby nam wyszła konwersacja - chrząknęła - Dobra ty też się czasem starasz.
-Nom...
-To co z tym Michaelem?-No nic... zanim zdążyłam zamienić z nim więcej niż 2 zdania, odciągnęła go ode mnie Amanda
-Bywa...
-Z tobą jest coś nie tak? Nie takiej reakcji się spodziewałam.
-A co? Myślałam, że zacznę skakać z radości. Bells ja mam chłopaka.
-No tak... boski Justin - zaśmiała się - Zapomniałam.
Usłyszałam szczęk zamka i zobaczyłam Juju, który padnięty wchodził do pokoju. Posłałam mu całusa.
-Kończę Słoneczko.
-Baj Promyczku.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na fotel. Zaczekałam grzecznie, aż szatyn wyjdzie z łazienki, po czym już w pidżamce wtuliłam się w jego tors.
-Dobranoc shwaty - pocałował mnie we włosy
-Branoc.
***
Wiem, że krótko i beznadziejnie, ale ostatnio jakoś nie mogę nic napisać... Wiem co będzie dalej i już nawet mam końcowe rozdział, ale ni w ząb nie mogę ruszyć tego co jest tu... Jak to mówi moja kochana Bella Lajf is brutal and sometimes zasadzas kopas w dupas ;)


Jeśli czytasz proszę o komentarz :)